Pościg na Chomiczówce: pijany kierowca z dożywotnim zakazem jechał pod prąd i po chodniku

Opublikowane przez: Malwina Potoczek

W poniedziałek 2 maja na warszawskiej Chomiczówce doszło do niebezpiecznego zdarzenia na drodze, które mogło zakończyć się tragedią. Strażnicy miejscy, patrolujący ulicę Con, podjęli pościg za kierowcą, który najpierw jechał pod prąd na drodze jednokierunkowej, a następnie kontynuował jazdę po chodniku, narażając życie pieszych. Mężczyzna, mający dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów, był nietrzeźwy – badanie wykazało u niego co najmniej 3,8 promila alkoholu we krwi. To zdarzenie wywołuje poważne pytania o skuteczność egzekwowania zakazów sądowych oraz bezpieczeństwo na warszawskich ulicach.

  • 2 maja na Chomiczówce w Warszawie strażnicy miejscy podjęli pościg za pijanym kierowcą, który jechał pod prąd i po chodniku.
  • Kierowca miał 48 lat, pochodził z gminy Polkowice i miał dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.
  • Badanie wykazało u niego co najmniej 3,8 promila alkoholu we krwi.
  • Pościg zakończył się zatrzymaniem mężczyzny, który nie powinien był w ogóle prowadzić pojazdu.
  • Możliwość złagodzenia zakazu prowadzenia pojazdów istnieje, ale wymaga decyzji sądu.

Według informacji podanych przez portal TVN24, 48-letni mieszkaniec gminy Polkowice nie powinien był w ogóle siadać za kierownicą. Pomimo tego, zdecydował się na ryzykowną jazdę, która zagrażała innym uczestnikom ruchu drogowego. Interwencja straży miejskiej zakończyła się zatrzymaniem mężczyzny, lecz sytuacja pozostawia wiele do myślenia na temat działań prewencyjnych wobec osób z dożywotnimi zakazami prowadzenia pojazdów.

Przebieg zdarzenia i interwencja straży miejskiej

W poniedziałek 2 maja strażnicy miejscy patrolujący ulicę Con na warszawskiej Chomiczówce zauważyli kierowcę, który zjechał na przeciwległy pas ruchu, poruszając się pod prąd na drodze jednokierunkowej. Taka jazda sama w sobie stanowi poważne zagrożenie dla innych uczestników ruchu, jednak mężczyzna nie zatrzymał się na tym. Kontynuował jazdę po chodniku, co bezpośrednio zagrażało bezpieczeństwu pieszych.

Funkcjonariusze podjęli natychmiastowy pościg za kierowcą, który poruszał się z prędkością około 100 km/h, znacznie przekraczając dozwolone limity prędkości w terenie zabudowanym. Jak podaje portal TVN24, po zatrzymaniu okazało się, że kierowca jest pijany i posiada dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów, co wykluczało jego prawo do kierowania jakimkolwiek pojazdem.

Dane kierowcy i stan trzeźwości

Zatrzymany mężczyzna miał 48 lat i był mieszkańcem gminy Polkowice – informuje TVN24. Badanie alkomatem wykazało u niego co najmniej 3,8 promila alkoholu we krwi, co świadczy o skrajnie nieodpowiedzialnym podejściu do prowadzenia pojazdów oraz poważnym naruszeniu przepisów prawa. Taki poziom alkoholu wskazuje również na poważne zagrożenie dla jego własnego zdrowia i życia.

Strażnicy miejscy podkreślają, że posiadanie dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów oznacza, iż mężczyzna nie powinien w żadnym wypadku siadać za kierownicą. Jego decyzja o prowadzeniu auta mimo zakazu i stanu nietrzeźwości jest nie tylko łamaniem prawa, ale również rażącym zagrożeniem dla bezpieczeństwa innych uczestników ruchu drogowego.

Konsekwencje prawne i kontekst zakazu prowadzenia pojazdów

Dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów jest najsurowszą formą ograniczenia prawa jazdy stosowaną wobec kierowców, którzy stwarzają poważne zagrożenie na drodze. Takie zakazy są wydawane przez sądy w sytuacjach, gdy kierowca wykazuje rażące lekceważenie przepisów lub ma na koncie poważne wykroczenia i przestępstwa drogowe.

Portal kdkadwokat.pl wskazuje, że istnieje możliwość skrócenia takiego zakazu lub wyłączenia określonej kategorii prawa jazdy spod zakazu, jednak wymaga to indywidualnej decyzji sądu i szczegółowej analizy okoliczności. W praktyce takie zmiany są rzadkie i dotyczą tylko wyjątkowych przypadków.

Przypadki kierowców łamiących dożywotnie zakazy przypominają, jak ważne jest skuteczne egzekwowanie tych ograniczeń. Gdy brakuje konsekwencji i kontroli, niebezpieczne sytuacje na drogach mają niestety szansę się powtarzać. To, co wydarzyło się na Chomiczówce, pokazuje wyraźnie, że system musi działać lepiej, by zapobiegać takim incydentom i naprawdę chronić życie wszystkich uczestników ruchu.