Radny PiS z Rybnika przeprasza za kontrowersyjną grafikę z pętlą z korali
Andrzej Sączek, radny Prawa i Sprawiedliwości z Rybnika, wywołał burzę w mediach społecznościowych, publikując kontrowersyjną grafikę, która szybko stała się przedmiotem szerokiej debaty publicznej. Na obrazie widniała pętla wykonana z czerwonych korali z podpisem „Komunie mówimy STOP!!”. Inicjatywa ta miała na celu wyrażenie sprzeciwu wobec tzw. „pętli pokomunistycznej”, jednak sposób jej przedstawienia spotkał się z licznymi negatywnymi reakcjami.

- Radny PiS z Rybnika Andrzej Sączek opublikował kontrowersyjną grafikę z pętlą z czerwonych korali i podpisem „Komunie mówimy STOP!!”.
- Grafika nawiązywała do prezentu Joanny Senyszyn dla Małgorzaty Trzaskowskiej w kampanii wyborczej.
- Wpis wywołał falę krytyki i zapowiedzi działań prawnych, w tym zgłoszenie sprawy do prokuratury przez senatora Lewicy Macieja Kopca.
- Radny usunął post, przeprosił i przyznał, że wpis mógł być „troszeczkę za ostry”, tłumacząc się metaforycznym znaczeniem pętli pokomunistycznej.
- Sprawa wywołała debatę o granicach wolności słowa w polityce i reakcjach na kontrowersyjne treści.
Wpis radnego został szybko skrytykowany przez środowiska polityczne i społeczne, a sprawa nabrała wymiaru prawnego. Senator Lewicy Maciej Kopeć złożył zawiadomienie do prokuratury, wskazując na możliwość naruszenia prawa. Sytuacja zmusiła Sączka do usunięcia posta oraz publicznych przeprosin, w których przyznał, że jego wpis mógł być „troszeczkę za ostry”. Ta kontrowersja ponownie otworzyła dyskusję o granicach wolności słowa w polskiej polityce.
Publikacja kontrowersyjnej grafiki przez radnego PiS
3 czerwca 2025 roku radny Andrzej Sączek zdecydował się opublikować w mediach społecznościowych grafikę, która szybko zwróciła uwagę internautów i mediów. Przedstawiała ona pętlę wykonaną z charakterystycznych czerwonych korali, a nad nią widniał napis „Komunie mówimy STOP!!”. Symbolika użytych korali odwoływała się do znanego prezentu, jaki Joanna Senyszyn wręczyła Małgorzacie Trzaskowskiej podczas kampanii wyborczej, co miało podkreślić polityczne przesłanie grafiki.
Jak podaje portal wiadomosci.gazeta.pl, wpis radnego był celowo prowokacyjny i miał zwrócić uwagę na problem „pętli pokomunistycznej” w polskiej polityce, jednak szybko wywołał szerokie kontrowersje. Grafika była odbierana nie tylko jako krytyka środowisk postkomunistycznych, ale także jako potencjalny symbol nawołujący do nienawiści, co wzbudziło emocje zarówno wśród zwolenników, jak i przeciwników polityka.
Reakcje społeczne i polityczne na wpis
Publikacja Andrzeja Sączka spotkała się z natychmiastową falą krytyki. Jak relacjonuje fakt.pl, senator Lewicy Maciej Kopeć złożył zawiadomienie do prokuratury, ponieważ uznał, że wpis może naruszać przepisy dotyczące mowy nienawiści oraz przekraczać granice debaty publicznej. Działania prawne zapowiedziało także kilka innych środowisk politycznych opozycji.
Według serwisu rybnik.com.pl, wielu komentatorów i polityków podkreślało, że grafika jest nie tylko kontrowersyjna, ale także może być odbierana jako symbol podsycający podziały i nienawiść, co w kontekście współczesnej polskiej sceny politycznej jest szczególnie niebezpieczne. Portal wp.pl z kolei wskazuje, że politycy opozycji zapowiedzieli kolejne kroki prawne wobec radnego, podkreślając konieczność respektowania standardów debaty publicznej.
Przeprosiny i wyjaśnienia radnego Andrzeja Sączka
Wobec narastającej presji i krytyki, radny PiS zdecydował się usunąć kontrowersyjny post z mediów społecznościowych. Jak podaje onet.pl, w oficjalnym oświadczeniu Sączek wyraził żal i przeprosił za swój wpis, mówiąc: „Żałuję tego wpisu i przepraszam za niego”.
W rozmowie z portalem wp.pl radny tłumaczył, że nie miał zamiaru nikogo obrażać ani szerzyć nienawiści. Jego celem była metaforyczna krytyka „pętli pokomunistycznej”, którą uznał za problematyczną w polskiej polityce. Jak informuje rybnik.com.pl, Sączek przyznał, że jego wpis mógł być „troszeczkę za ostry” i podkreślił chęć uniknięcia dalszego potęgowania napięć społecznych i politycznych.
Ta sytuacja pokazuje, jak łatwo można przekroczyć granice między krytyką polityczną a naruszeniem norm debaty publicznej. Równocześnie skłoniła do szerszej rozmowy o tym, jaką odpowiedzialność ponoszą politycy za słowa i symbole, które propagują, oraz gdzie powinna przebiegać granica wolności słowa w przestrzeni publicznej.